Barcelona to jedno z tych miast, które pojawiają się na każdej liście „must see" w Europie. Słynna architektura Gaudiego, nadmorski klimat i pełna życia La Rambla – tak zwykle się je opisuje. A jak wyglądało moje 3-dniowe zwiedzanie Barcelony? Było intensywnie, momentami zachwycająco, czasem z lekkim niedosytem. Oto mój plan i wrażenia.
Do Barcelony dotarłam wcześnie rano i od razu skierowałam się z lotniska na Plaça Catalunya. To serce miasta, skąd ruszyłam spacerem słynną La Rambla. Na zdjęciach zawsze tętni życiem – u mnie było spokojniej, może przez porę dnia, może przez porę roku.
Zatrzymałam się w Mercat de la Boqueria – i tu pierwsze zaskoczenie. Kolorowe stoiska pięknie wyglądały, ale zabrakło mi tego chaosu i gwaru, które kocham na włoskich targach. Było czysto, cicho… aż za bardzo poukładanie.
Na końcu deptaka czekał Pomnik Kolumba. Wjazd na górę polecam każdemu – z tej wysokości zobaczyłam port, morze i poczułam, że wreszcie naprawdę zaczynam city break w Barcelonie.
Potem zanurzyłam się w stare miasto. Wąskie uliczki, gotyckie mury i chłód kamiennych budowli prowadzą do Katedry w Barcelonie. Po drodze minęłam urokliwy Most Złotników, a spacer zakończyłam przy potężnym Łuku Triumfalnym. Wieczorem czekał na mnie hotel niedaleko Sagrady Familii – idealne miejsce, by następnego dnia zacząć wcześnie.
Drugi dzień to zdecydowanie dzień Gaudiego. Na początek Sagrada Familia. Widziałam zdjęcia setki razy, ale dopiero wchodząc do środka, poczułam jej magię. Gra kolorowych świateł wpadających przez witraże zrobiła na mnie ogromne wrażenie. To miejsce wymaga czasu – warto zaplanować 3–4 godziny i przyjść jak najwcześniej. Dla mnie to absolutne must see w Barcelonie.
Po południu przyszedł czas na Park Güell. Spacer po nim to trochę jak wejście do baśni – serpentyny kolorowych mozaik, fantazyjne kształty i punkt widokowy, z którego Barcelona rozciąga się aż po morze. Tu również zatrzymałam się na kilka godzin, po prostu chłonąc atmosferę.
Wracając do hotelu, zajrzałam jeszcze pod dwie słynne kamienice Gaudiego – Casa Milà i Casa Batlló. Ich fasady, falujące linie i detale sprawiają, że trudno przejść obok obojętnie.
Ostatni dzień zaczął się od wizyty na wzgórzu Montjuïc. Można się tam dostać na kilka sposobów. Najbardziej widowiskowy to przejazd Telefèric de Montjuïc – czerwonym wagonikiem kolejki linowej, który działa od lat 30. XX wieku i sam w sobie jest jedną z atrakcji Barcelony. Z góry roztacza się piękna panorama portu i całego miasta. Równie ciekawą opcją jest wjechać kolejką, a zejść pieszo w kierunku centrum – wtedy można poczuć klimat dzielnic, przez które prowadzi trasa.
My wybrałyśmy jeszcze inną wersję: podejście od strony stacji metra Paral·lel. To bardziej wymagające, ale daje satysfakcję, kiedy dociera się na szczyt i nagle całe miasto rozciąga się u stóp.
Czy 3 dni w Barcelonie wystarczyły, żeby mnie zachwyciła? Niekoniecznie. Zobaczyłam najważniejsze atrakcje i kilka pięknych panoram, ale nie poczułam tego życia i energii, której oczekiwałam. Może to była kwestia zimowej pory roku, może dystans mieszkańców wobec turystów.
Jednak obiektywnie – Sagrada Familia jest miejscem, które trzeba zobaczyć przynajmniej raz w życiu. Do tego Park Güell, Montjuïc i widok
z Pomnika Kolumba tworzą zestaw, który sprawia, że taki city break w Barcelonie ma sens.
Barcelona to dobre miasto na krótki wypad – intensywne, różnorodne, pełne architektury Gaudiego i ciekawych perspektyw. Czy wrócę? Może kiedyś... Ale czy warto pojechać raz i zobaczyć? Zdecydowanie tak.
Jeśli planujesz własny city break w Barcelonie i chcesz polecenia sprawdzonego noclegu w pobliżu Sagrady Familii (z naprawdę dobrym śniadaniem) albo restauracji, w których warto spróbować lokalnych smaków – napisz do mnie. Chętnie podzielę się moimi rekomendacjami.
Odwiedź mój Instagram